-
RZECZPOSPOLITA: „Bajo bongo” w Romie. Komunistyczna kukurydza i ideologicznie wrogie melodie.Więcej
Spektakl „Bajo bongo” w Teatrze Roma połączył beztroskie, chwytliwe piosenki z ponurymi czasami, w których one powstały, w dynamiczną całość teatralną.
~Jacek Marczyński, rp.pl
-
RZECZPOSPOLITA: Anna Sroka-Hryń: Przeboje Nataszy Zylskiej skrywają tragiczne przeżycia i traumy.WięcejPogodnymi piosenkami Natasza Zylska zakrywała swoje traumatyczne doświadczenia – mówi Anna Sroka-Hryń, która wcieli się w piosenkarkę w spektaklu „Bajo bongo”. Premiera 14 września w Teatrze Roma.
~ Jacek Marczyński, Rzeczpospolita.pl
-
Gwiazdy śpiewająco! – Angora
-
O wolności, rock and roll i Freddym Mercurym – Super Express Warszawa
-
Utwory grupy Queen, czyli uczta muzyczna w Romie – Fakt Strefa Miast
-
WE WILL ROCK YOU w Teatrze Muzycznym ROMA – Co jest grane: TEATR
-
Przeboje Queen w musicalu o potędze rocka – Wywiad w CO JEST GRANEWięcej
[Fragment]:
– Pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy w Londynie ze sceny zabrzmiał utwór „I Want to Break Free” i ponad dwa tysiące osób podniosło się z krzesełek i zaczęło śpiewać – mówi reżyser musicalu „We Will Rock You” Wojciech Kępczyński.
-
„Sens” – Zapowiedź musicalu „Aida”Więcej
„Akcja musicalu […] rozgrywa się w starożytnym Egipcie, ale opowiada o skomplikowanych relacjach. Trudno o bardziej uniwersalny temat!”
Całą zapowiedź możecie przeczytać w miesięczniku „Sens”.
-
Musical „Aida” już wkrótce w Teatrze Roma – Zwierciadło.plWięcej
„„Aida” to musical skomponowany przez legendę muzyki pop Eltona Johna do słów Tima Rice’a, jednego z najbardziej znanych autorów tekstów do licznych musicali. Autorami libretta są: Linda Woolverton, Robert Falls i David Henry Hwang, a oryginalna inscenizacja została wyprodukowana przez Disney Theatrical Productions. Polska prapremiera odbędzie się 26 października 2019 roku Teatr Muzyczny ROMA.”
Cały artykuł możecie przeczytać TUTAJ
-
„Alicja w Krainie Czarów” – recenzja Karoliny Kowalskiej (naszemiasto.pl)Więcej
„Spektakularna inscenizacja na odremontowanej Novej Scenie «wciąga» widownię w świat przedstawiony, podobnie jak skoczne piosenki i aktorzy przemieszczający się pomiędzy widzami w bajkowych kostiumach. Wszystko to sprawia, że dwugodzinne przedstawienie nie znudzi nawet najmniej cierpliwych dzieci.”
Racja! W Teatrze Muzycznym ROMA nie znamy słowa „nuda”.Całą recenzję możecie przeczytać TUTAJ
-
Jerzy Iwaszkiewicz z magazynu Viva! O 20-LECIU TM ROMAWięcej
Dyrektor i reżyser Wojciech Kępczyński zawsze wiedział co robić, i od początku grali to, co najlepsze. Osiemnaście wielkich spektakli, blisko cztery miliony widzów, codziennie pełna sala. Musical „Upiór w operze” oglądało 650 tysięcy widzów, obecnie grają widowisko „Piloci”, już 400 spektakli. Sukcesem była też „Deszczowa piosenka”, tańczył Dariusz Kordek i leciał deszcz z sufitu.
Cały artykuł Jerzego Iwaszkiewicza możecie przeczytać w numerze 8 (18 kwietnia 2019) magazynu Viva!
-
„Nowy Jork. Prohibicja” recenzja – Rzeczpospolita
-
Zamienił zakurzoną operetkę w kasowy teatr – Gazeta.pl – wywiad z dyrektorem Wojciechem KępczyńskimWięcej
Od 20 lat jest dyrektorem Teatru Muzycznego Roma. Kocha musicale i pokazuje konkurencji – jak je robić. Wojciech Kępczyński w rozmowie z Gazeta.pl zdradza m.in., jak z zakurzonej operetki robi się kasowy teatr, który gra siedem razy w tygodniu przy pełnej widowni.
Zamienił zakurzoną operetkę w kasowy teatr. Roma Wojciecha Kępczyńskiego to dziś w Polsce „numer 1”
-
Musical to nie jest łatwy gatunek … – Nasze Miasto – wywiadWięcej
Musical to nie jest łatwy gatunek, trzeba się go nauczyć.
Co zobaczymy w najbliższych tygodniach i miesiącach na deskach Teatru Muzycznego „Roma”? Co jest jego największą siłą? Co dalej po spektakularnym sukcesie „Pilotów”? O tym wszystkim porozmawialiśmy z dyrektorem „Romy”, Wojciechem Kępczyńskim.
Co nas czeka w najbliższych tygodniach i miesiącach w Teatrze Roma?
Wojciech Kępczyński: 22 września wznawiamy musical „Piloci” i – mam nadzieję – będziemy go grali do końca sezonu. Na Dużej Scenie premiery nie będzie. Na Novej Scenie ponownie od 28 września zobaczymy „Once”. Okazało się, że widzom bardzo się ta propozycja spodobała i domagają się kolejnych przedstawień. W repertuarze pozostaje oczywiście „Tuwim dla dorosłych”, spektakle dla dzieci m.in. „Mały Książę”, „Alicja w krainie czarów” i „Księga dżungli”. Kontynuujemy też cykl „Dobry wieczór jazz”, który w tym sezonie zainauguruje trio Marcina Wasilewskiego. Na Novej scenie odbędą się dwie premiery: „Prohibicja” w reżyserii Łukasza Czuja oraz „Robinson Crusoe” w reżyserii Kuby Szydłowskiego. Jeśli chodzi o Dużą Scenę jesteśmy w trakcie rozmów na temat kilku tytułów, których jeszcze nie zdradzę. Mogę jedynie powiedzieć, że będzie to klasyka musicalowa, moje kolejne marzenia do spełnienia. Zmieniliśmy głośniki, mamy nową konsoletę dźwięku, cały czas się unowocześniamy.Z czego Pan – jako dyrektor – jest dzisiaj najbardziej dumny?
WK: Z tego, że udało nam się zrobić nasz autorski musical „Piloci”, który cieszy się ogromnym powodzeniem. To wielki powód do dumy. Jestem dyrektorem od 20 lat. Mam nadzieję, że w tym roku uda nam się zorganizować jubileuszowy koncert, spotkanie z wszystkimi twórcami, aktorami, którzy przewinęli się przez ten czas przez Teatr Roma. Wielu artystów, którzy u nas zaczynali teraz robi wielkie kariery, nie tylko w Polsce. Na Novej Scenie miałoby się z kolei znaleźć karaoke dla młodszych widzów, którzy zaśpiewaliby piosenki z naszych musicali.Inny powód do dumy?
WK: Przed pierwszym spektaklem „Pilotów” otrzymamy Złotą Płytę za album z utworami z tego przedstawienia. W tym dniu ukaże się także książka „Warto marzyć” Sergiusza Pinkwarta, w której znajdzie się obszerny wywiad ze mną podsumowujący w formie anegdotycznej dwudziestolecie musicalowej Romy oraz wywiady z twórcami i aktorami musicalu „Piloci”.Spodziewał się Pan aż takiego sukcesu „Pilotów”?
WK: Nie spodziewam się sukcesu, zawsze boję się, że kolejna premiera zostanie zdjęta po dwóch czy trzech przedstawieniach, bo nikt nie przyjdzie. 230 spektakli, 230 000 widzów. Kolejny powód do dumy? Prawie na każdym przedstawieniu standing ovation, niekończące się brawa. Łzy wzruszenia na twarzach widzów. Wielu z nich odnajduje tu historię swojej rodziny. Moim ogromnym sukcesem jest to, że potrafiłem otoczyć się wspaniałymi ludźmi, wybitnym twórcami.A co jest największą siłą Teatru Roma?
WK: Obok twórców, pracowników teatru, utalentowani artyści aktorzy, tancerze i muzycy. Do każdego przedstawienia robimy castingi. Nie mamy zespołu artystycznego na etacie. Niektórzy są tutaj ze mną od 20 lat, a nawet jeszcze dłużej (teatr w Radomiu). Tego Teatru nie byłoby również, gdyby nie nasza wierna publiczność, Honorowi Widzowie, fani i entuzjaści musicalu przybywający specjalnie na nasze spektakle z całej Polski i różnych zakątków świata.W jednym z wywiadów powiedział Pan: „Zróbmy lepszą premierę od poprzedniej. Zróbmy przedstawienie życia”. Za jakie przedstawienie uznaje Pan przedstawienie życia Teatru Roma?
WK: Ostatnie. Nie czułem się na siłach – tak jak wielu moich kolegów z teatrów muzycznych – żeby robić własny musical napisany tylko przez nas. Uważałem, że trzeba się musicalu nauczyć. To domena krajów anglosaskich. Trzeba dobrze poznać konstrukcję gatunku. Po sukcesie „Pilotów” myślimy o kolejnym autorskim tytule.Skąd w Panu taka wiara w ten gatunek?
WK: Zawsze uważałem, że ten gatunek w końcu przyjmie się w Polsce. Dobrze zrobiony musical skazany jest na sukces. Podstawową zasadą jest podniesienie poprzeczki możliwie jak najwyżej. Wszystko musi być perfekcyjne. To co się dzieje na scenie – przesłanie, teksty, scenografia, światła, choreografia, artyści, zespół techniczny determinuje muzyka. Musical często porusza ważne sprawy, historyczne, polityczne czy społeczne. Ale oczywiście nie każdy musi się z tym zgadzać. Otrzymaliśmy wspaniałe recenzje „Pilotów”, a jednocześnie komentarze „musical to kretyński wymysł”. Każdy ma prawo do własnej opinii. Na pewno musical to nie jest łatwy gatunek, więc wielu dyrektorów boi się go wystawiać.
-
„Dyrektor z ludzką twarzą” – Relacje biznesowe – wywiadWięcej
„Dyrektor teatru musi być dyktatorem. To on decyduje o tym, jaki spektakl będzie wystawiony, ale sam go nie zrobi.”
Rozmowa Sylwii Borowskiej z dyrektorem Wojciechem Kępczyńskim dla magazynu „Relacje Biznesowe PZU”.
S.B.: Ile lat kończy Pan w tym roku jako dyrektor Romy?
W.K.: 20 lat! (śmiech) W tym roku będę obchodził jubileusz.
S.B.: Dorósł Pan? Zarabia Pan już na siebie, dyrektorze?
W.K.: Zacząłem zarabiać po pięciu latach w Romie. Inaczej musielibyśmy zamknąć teatr. Nasze produkcje są bardzo drogie, ale po roku zazwyczaj spektakl jest już spłacony.
S.B.: Jak brzmi Pańskie motto?
W.K.: Zróbmy lepszą premierę od poprzedniej. Zróbmy przedstawienie życia.
S.B.: Wychodzi Panu! 20 lat temu porwał się Pan na coś, co wydawało się niemożliwe – wypracowanie nowego modelu biznesowego w państwowym teatrze.
W.K.: Można powiedzieć, że wyprzedziłem przemysł samochodowy (śmiech), tworząc model „hybrydowy”. Roma dostawała środki z budżetu miasta Warszawy, ale z roku na rok były one coraz mniejsze. Kiedy obcięto nam dotację o połowę, jedna z urzędniczek w magistracie powiedziała z rozbrajającą szczerością: „Musimy wspierać teatry, do których widz nie przychodzi. Państwo świetnie dajecie sobie radę, w związku z czym nie potrzebujecie aż tak dużej dotacji”. Tymczasem w USA, kiedy składasz wniosek o dofinansowanie wydarzenia kulturalnego, to przede wszystkim musisz udowodnić, że pieniądze, które wydano na to poprzednie, się zwróciły. Wtedy za każdego zarobionego dolara otrzymasz dwa dolary dotacji. Tam nagradza się operatywność. U nas – przeciwnie. Dawaliśmy sobie coraz lepiej radę, bo postawiłem na sponsoring. Do pieniędzy z budżetu miasta dokładałem prywatne, dzięki czemu mogliśmy przeć do przodu. Dzisiaj dotacja wystarcza głównie na opłacenie czynszu w budynku, który należy do Kościoła.
S.B.: Początki Pana dyrekcji musiały być drogą przez mękę.
W.K.: Pierwszych pięć lat. Protesty ludzi, zadłużenie na 3 mln zł, które wtedy znaczyły więcej niż teraz. Musiałem to spłacić. Gdy obejmowałem stanowisko dyrektora Romy, na etatach było zatrudnionych ok. 350 osób. Wielka orkiestra, chór, artyści. Poprzedni dyrektor teatru chciał przekształcić go w scenę operową, aby konkurować z Operą Narodową. Gros artystów nie chciała ze mną pracować. Po trzech latach większości wygasły umowy. Wprowadziłem castingi. To były dla mnie trudne czasy. Nieprzespane noce. Na szczęście pierwszy spektakl pod moją dyrekcją, „Crazy for You”, okazał się sukcesem. Potem kolejno: „Miss Saigon”, „Grease” i „Piotruś Pan”. To pomogło zrozumieć niektórym, że obrałem właściwy kierunek.
S.B.: Przesypia Pan już noce?
W.K.: Teraz nieprzespane noce zdarzają się mi przed każdą premierą. Adrenalina napędza mnie i trzyma przy życiu. Kiedy odnosimy sukcesy, czuję, że mogę wystawiać nowe premiery jeszcze długo. Mamy 1000 osób na widowni i sale są pełne. Ostatni sukces to musical autorski „Piloci”. Do dziś zagraliśmy 200 spektakli dla 200 tys. widzów. Musical w Polsce staje się modny.
S.B.: Dlatego tak Pan się uparł na musicale?
W.K.: Marzyłem o tym od dawna. W latach 90. prowadziłem eklektyczny teatr w Radomiu. Z jednej strony wymyśliłem Festiwal Gombrowiczowski, który spotkał się z wspaniałym przyjęciem, a z drugiej porwałem się na wystawienie dwóch musicali – „Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze” i „Fame”, ten ostatni wspólnie z Teatrem Komedia w Warszawie. Potem wygrałem konkurs na dyrektora Teatru Muzycznego Roma i zaproponowałem przekształcenie go z operetkowego w musicalowy.
S.B.: Pamięta Pan pierwszy musical, jaki obejrzał w życiu?
W.K.: Od małego byłem wychowany w kulcie opery i musicalu. Mam wykształcenie muzyczne i teatralne. To wszystko prowadziło w jednym kierunku. Miałem 12 lat, kiedy poszedłem z rodzicami do ambasady amerykańskiej, by obejrzeć film „West Side Story”. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potem była wycieczka na Broadway. Jednak to nie on, lecz londyński West End skradł mi serce. Na początku lat 80. wyjeżdżałem na 2–3 miesiące do Anglii, by pracować na budowie i móc utrzymać rodzinę w Polsce. Ale też po to, by po pracy wziąć prysznic, włożyć czystą koszulę i pójść obejrzeć „Upiora w operze” czy „Grease”. Stałem godzinami, żeby kupić bilet.
S.B.: Wyjazdy za granicę otworzyły Panu oczy?
W.K.: Zaczęło się to już w latach 70. od prestiżowego stypendium reżyserskiego, które dostałem po ukończeniu studiów w PWST. Wyjechałem do Francji, aby asystować m.in. Jeanowi- -Louisowi Barraultowi. Tak uczyłem się nowoczesnego teatru. Potem były lata 80. w Londynie, a w latach 90., gdy zostałem dyrektorem teatru w Radomiu, otrzymałem również stypendium United States Intelligence Agency i British Council. Uczyłem się w Stanach i Wielkiej Brytanii, jak prowadzić teatr w gospodarce rynkowej. Myśląc o przekształceniu Romy, postawiłem nie tylko na sponsoring, lecz także promocję, reklamę, public relations i outsourcing. Techniczną obsługą sceny czy sprzątaniem zajmują się dziś w Romie firmy, które wygrały przetarg. Wiedziałem od początku, że pieniędzy na kulturę z każdym rokiem będzie coraz mniej. Teraz coś jakby drgnęło w drugą stronę, choć nie sądzę, żeby to miało wpływ na moją dotację. Obawiam się za to czegoś innego – nowe przepisy, które ostatnio się pojawiły, mogą wiązać mi ręce.
S.B.: Czy szukanie sponsorów nie staje się aby coraz trudniejsze?
W.K.: To prawda. Od pewnego czasu sponsorzy się boją. Wokół sponsoringu kultury panuje podejrzana aura, ponieważ nie regulują go konkretne przepisy, dzięki którym byłby jawny i postrzegany pozytywnie. Przydałyby się tutaj przejrzyste zasady. Tak, by sponsor był dumny z tego, że współfinansuje jakieś wydarzenie kulturalne, i żeby był partnerem biznesowym, a nie firmą, którą posądza się o jakiś szwindel. Przez wiele lat mieliśmy sponsorów stałych: Allianz, Polskie Linie Lotnicze LOT, Hotel Polonia, i prywatnych, którzy po prostu lubili nasz teatr. W Stanach Zjednoczonych sponsoring ma 200-letnią tradycję. W domu sponsora w centralnym miejscu wisi tabliczka albo stoi statuetka, która jest świadectwem jego hojności. U nas nie ma tej tradycji.
S.B.: Ma Pan dar do otaczania się odpowiednimi ludźmi?
W.K.: Można tak powiedzieć. Dyrektor teatru musi być dyktatorem. To on decyduje o tym, jaki spektakl będzie wystawiony, lecz sam go nie zrobi. Z wieloma ludźmi pracuję od lat. Moją prawą ręką w sprawach artystycznych jest Sebastian Gonciarz – resident director, Agnieszka Brańska – choreografka, Dorota Kołodyńska – kostiumografka, kiedyś Daniel Wyszogrodzki, teraz Michał Wojnarowski – tłumacze, autorzy tekstów do musicali. Dyrektorem muzycznym teatru przez lata był Maciej Pawłowski, a teraz jest nim Jakub Lubowicz, który napisał oryginalną muzykę do „Pilotów”. Ten musical od początku do końca został stworzony przez nas. To nie jest adaptacja, tak jak było w przypadku zagranicznych hitów „Miss Saigon” czy „Grease”.
S.B.: O wystawieniu, jakiego musicalu marzy Pan w najbliższych latach?
W.K.: Marzy mi się wystawienie nowej wersji musicalu „Hair”. Zawsze lubiłem trochę narozrabiać, ale tylko w teatrze (śmiech).
-
„Once” – Nasze Miasto – RECENZJAWięcej
Musical o samotności w wielkim mieście i uzdrawiającej mocy muzyki.
„Trudno oderwać wzrok!” – Michał Litorowicz
Musical „Once”, najnowsza premiera Teatru Roma to opowieść o samotności, którą bohaterowie próbują przezwyciężyć poprzez muzykę.
Wojciech Kępczyński ma w dorobku wiele udanych musicali. Na deskach Romy wystawił m.in. „Mamma Mię” czy głośnych „Pilotów”. Najnowszym spektaklem reżysera na Novej Scenie jest „Once”, musical oparty na słynnym filmie o tym samym tytule i późniejszej adaptacji teatralnej, która zdobyła osiem prestiżowych nagród Tony.Film „Once” z 2006 r. to kameralna historia opowiadająca o spotkaniu dwójki muzyków. Facet i Dziewczyna (nie znamy ich imion) trafiają na siebie przypadkowo w Dublinie. On, rodowity Irlandczyk, jest utalentowanym ulicznym grajkiem, pracującym też jako serwisant odkurzaczy. Ona pochodzi z Czech i jest nie mniej zdolną instrumentalistką. Oboje mają za sobą nieudane związki. Wkrótce połączy ich mocne, choć platoniczne uczucie. Ona zafascynuje się jego piosenkami o byłej dziewczynie, on bezpośredniością nieznajomej.
Dzieło Johna Carneya zdobyło Oscara za najlepszą piosenkę – „Falling Slowly”, zaśpiewaną w filmie przez Glena Hansarda i Markétę Irglovą. Kępczyński przed premierą swojej wersji „Once” w Romie wielokrotnie podkreślał, że najtrudniejszą kwestią był dla niego dobór obsady. Aktorzy nie mają tu bowiem jedynie zadań typowo aktorskich, ale – co kluczowe -wykonują wszystkie piosenki na scenie, grając również na instrumentach. I bez wątpienia wokalno-instrumentalne umiejętności dobranych przez reżysera wykonawców są największą siłą i zaletą „Once”.
Piosenki z ekranowej wersji zostały przetłumaczone na język polski przez Michała Wojnarowskiego. Zresztą w wersji spektaklu Kępczyńskiego pojawia się wiele nowych utworów. Przekrój brzmieniowy jest tu naprawdę szeroki. Obok znanych z filmu kompozycji, jak wspomniane „Falling Slowly” czy „If You Want Me”, znajdziemy w spektaklu Romy również quasi-ludowe melodie czy parodię country. O tym, jak silną stroną polskiego „Once” jest ścieżka muzyczna, świadczą najlepiej możliwości aktorów-muzyków. Poza kilkoma gitarzystami, którzy nadają ton całości, równie istotne są tu skrzypce, pianino czy akordeon. Dodajmy, że część obsady to świetni multiinstrumentaliści.Nova Scena Teatru Roma to bardzo intymna przestrzeń. Z jednej strony tworzy to ciekawą atmosferę, a sam spektakl nabiera mniej formalnego charakteru – granica między publicznością a widownią, choć wciąż obecna, ulega rozmyciu. Kilkuosobowa obsada pełni też role „techniczne”, np. wnosząc na scenę instrumenty i rekwizyty. Być może to szczegół, ale właśnie takie detale sprawiają, że od „Once” trudno oderwać wzrok – aktorzy są obecni na scenie przez cały czas, jeśli nie w centrum zdarzeń, to w tle, komentując akcję przy użyciu instrumentów.
„Once” Kępczyńskiego dość mocno trzyma się filmowego odpowiednika. Podobnie, jak dzieło Carneya, jest to opowieść o samotności, którą bohaterowie próbują przezwyciężyć poprzez muzykę. Reżyserowi udało się doskonale to zaakcentować, łącząc przy tym minimalizm inscenizacyjny z różnorodnością i żywiołowością samych dźwięków.
-
„Once” – Gazeta.pl – RECENZJAWięcej
„…i tak powinno się robić teatr!”- pisze Jakub Panek
„Once” to przedstawienie intymne, oparte na emocjach. By unieść jego ciężar Wojciech Kępczyński musiał skompletować przede wszystkim doskonałą obsadę. Bo akurat w tym musicalu – tak bardzo aktorskim, potrzeba przede wszystkim artystów z krwi i kości. Ale to nie wszystko…
Czytaj całość: TUTAJ
-
„Once” – Co jest Grane – „Once” z pozytywną energią [ROZMOWA]Więcej
Nawet Steven Spielberg po obejrzeniu „Once” wyznał, że czuje się pozytywnie naładowany na cały rok – mówi Wojciech Kępczyński, który w Teatrze Muzycznym Roma na Novej Scenie wystawia musical „Once”. Premiera w sobotę.
DOROTA WYŻYŃSKA: Na początku był film. Skromny, kameralny film z Irlandii. „Ma w sobie uwodzicielski optymizm”, „zaskakującą przenikliwość”, „to mały wielki film” – pisali recenzenci po polskiej premierze „Once” Johna Carneya w 2008 roku. Oglądałeś film? Ciebie też od razu oczarował?
WOJCIECH KĘPCZYŃSKI: Oglądałem. I należę do tych, którzy go uwielbiają. Bo tak, jak powiedziałaś, to film skromny – został zrobiony chyba za niewiele ponad 100 tysięcy euro w kilkanaście dni, kręcony amatorską kamerą – ale ujmujący i dający widzom niesamowicie pozytywną energię. Nawet Steven Spielberg po obejrzeniu „Once” mówił, że czuje się pozytywnie naładowany na cały rok, że dzięki temu filmowi inaczej spojrzał na świat….
Przeczytaj całą rozmowę: TUTAJ
-
„Once” – Nasze Miasto – wywiad z reżyserem Wojciechem KępczyńskimWięcej
Po dwóch latach pracy nad „Pilotami” realizowanie przedstawienia takiego, jak „Once” jest jak katharsis. To ogromna przyjemność – mówi reżyser najnowszej premiery w Teatrze Roma, Wojciech Kępczyński.
Wojciech Kępczyński opowiada o musicalu „Once”. Premiera 12 maja na Novej ScenieTeatru Roma.
„Once” to kameralny film z 2007 roku, na podstawie którego realizuje Pan obecnie musical w Romie. Porównując pracę nad „Once” do „Pilotów”, czyli spektakularnego musicalu z ogromną obsadą, jak Pan postrzega przejście między tymi dwiema odmiennymi historiami? Mamy w Teatrze Roma dwie sceny: dużą, na której gramy jeden spektakl, od premiery, aż do ostatniego przedstawienia, oraz kameralną, która jest sceną repertuarową. „Nova Scena” to niezwykłe miejsce, gdzie gramy musicale np. „5 ostatnich lat”, spektakle poetyckie „Tuwim dla dorosłych”. Odbywają się też tutaj koncerty i przedstawienia dla dzieci.
W Londynie obejrzałem obsypany nagrodami musical „Once”, stworzony na podstawie filmu Johna Carneya, który również zrobił na mnie duże wrażenie. Wiedziałem, że to znakomity materiał na naszą małą scenę. Po dwóch latach pracy nad „Pilotami” realizowanie przedstawienia takiego jak „Once” jest jak katharsis. To ogromna przyjemność, zwłaszcza, że mam też obok siebie znakomitych współpracowników i artystów.
Co urzekło Pana w filmie Carneya?
„Once” to historia dwojga ludzi, z pewnym bagażem doświadczeń. Główna bohaterka jest Czeszką, ma dziecko, rozeszła się z mężem. Z kolei od niego odeszła narzeczona, z którą był parę lat. Co istotne, protagoniści są muzykami -kobieta pianistką, a mężczyzna tak zwanym buskerem, czyli muzykiem grającym na ulicy i w ten sposób zarabiającym na życie. Śpiewa piosenki o swojej „byłej”. Ciekawe jest to, że te postaci nie mają w filmie imion. Ona jest Dziewczyną, on jest po prostu Facetem. Spotykają się przypadkowo, ona jest oczarowana jego śpiewem. W spektaklu opowiadamy historię, która trwała kilka dni, a widzowie są świadkami, jak tę parę ogarnia niezwykłe uczucie. Przeszłość i tęsknotę wyrażają w piosenkach. Gdy ze sobą rozmawiają, wszystko pozostaje niedopowiedziane, dlatego swoje emocje przekazują poprzez muzykę. Piosenki w „Once” są fantastycznie napisane. Mamy tu do czynienia z quasi irlandzką, porywającą muzyką. Przypomnę tylko, że za „Falling Slowly”, główny motyw muzyczny filmu, autorzy dostali Oscara. Liczę na to, że po wyjściu z teatru widzowie będą śpiewać tę piosenkę w drodze do domu. A może nawet spróbują irlandzkiego tańca? (śmiech)
Ciekawostką jest to, że film nakręcono za niewielkie pieniądze, amatorską kamerą, a widzowie i tak oszaleli na jego punkcie. To jest film muzyczny, trochę inny niż wszystkie, to nietypowy musical, chociaż tak się go czasem określa. Dialog, muzyka, śpiew są ze sobą mocno splecione, a piosenki wynikają z uczuć, które bohaterowie w sobie ukrywają.
Jakie zmiany zaszły w Pana spektaklu w stosunku do filmowej wersji?
W filmie ojciec bohatera naprawia odkurzacze, a w naszej wersji dodatkowo jest z zamiłowania gitarzystą i gra na banjo. Mama dziewczyny, jak w filmie, jest Czeszką, ale u nas gra jeszcze na akordeonie. Pojawi się też postać bankowca, który jest gitarzystą i śpiewa country. Dzięki niemu bohaterowie zdobędą pieniądze na nagranie własnej płyty. Ale nie chciałbym zdradzać wszystkich szczegółów fabuły.
Czy piosenki z filmu zostały przetłumaczone na język polski? Czy po przekładzie wciąż mają taką siłę?
Tak, wszystkie piosenki i dialogi zostały wspaniale przetłumaczone na język polski przez Michała Wojnarowskiego. Zresztą tych utworów jest więcej niż w oryginale.
W naszym przedstawieniu mają ogromną siłę, podobnie jak w filmie. Z jednej strony jest to ta sama historia dziejąca się w Dublinie, z drugiej odmienność polega na tym, że w reżyserowanej przeze mnie wersji jest więcej scen, piosenek, pojawia się też taniec. Moja interpretacja musi być siłą rzeczy inna inscenizacyjnie. Będziemy w końcu na małej przestrzeni, w sali kameralnej, gdzie postaramy się zmieścić z tym całym opowiadaniem. Na szczęście to, co najważniejsze, odbywa się w ramach relacji między dwójką bohaterów.
Jakie były największe wyzwania przy realizacji „Once”?
Najtrudniejsze było skompletowanie obsady. Profesjonalni muzycy muszą być aktorami. Grają role, śpiewają i tańczą. Szukaliśmy wykonawców na zamkniętych castingach, bo znając rynek w Polsce, mniej więcej zdawaliśmy sobie sprawę, kto na czym gra i co potrafi. Ostatecznie udało się znaleźć znakomitych muzyków – aktorów. Dobór obsady był największym wyzwaniem. Ale ze mną jest tak, że najpierw wymyślam tytuł, a potem wszyscy się martwimy, jak go zrealizować. I tak było i tym razem, na castingach, od rozmowy z Michałem Wojnarowskim na temat tłumaczenia czy podczas negocjacji z właścicielami praw. Musieliśmy im zresztą wysłać całą scenografię, bo, jak wspomniałem, będziemy mieli inny spektakl niż ten wystawiony w 2011 roku. Wszystko poszło gładko i teraz intensywnie pracujemy.
Kto w takim razie wkomponował się w Pana wizję muzyka-aktora?
Parę głównych bohaterów grają absolwentka Akademii Teatralnej Marta Masza Wągrocka i Adam Krylik w jednej wersji obsady oraz studentka AT Monika Rygasiewicz i Mariusz Totoszko w innej. Warstwa dźwiękowa, tak kluczowa dla opowieści, jest grana na żywo przez naszych bohaterów. Jednocześnie wykonawcy muszą się zmierzyć z typowo dramatycznym aktorstwem. Usłyszymy i zobaczymy tu między innymi Malwinę Misiak (akordeon), Martę Zalewską, Kamilę Szalińską (skrzypce), Kamila Owczarka (wiolonczela), Jacka Wąsowskiego i Wojtka Zalewskiego (banjo), Artura Gierczaka, Michała Chwałę, Wojtka Czerwińskiego, Marcina Murawskiego, Bartka Szpaka (gitary i instrumenty perkusyjne). Nie dosyć, że każdy z obsady gra bardzo charakterystyczną postać, to do tego wszyscy śpiewają i tańczą.
Czegoś takiego nie było w polskim teatrze. Widzowie przyjdą więc zobaczyć historię opowiedzianą przez muzyków.
-
Płyta winylowa z musicalu „Piloci” – Nasze Miasto – Gratka nie tylko dla melomanów.Więcej
Teatr Muzyczny Roma jako pierwszy teatr w Polsce może pochwalić się wydaniem czarnej płyty –
i to w edycji limitowanej. Winyl z musicalu „Piloci” to wyjątkowa propozycja nie tylko dla melomanów. Wysoka jakość brzmienia i równie wysoki poziom wykonania przenosi do świata spektaklu, który ożywa poza sceną.Zobacz relację z premiery płyty winylowej: TUTAJ
-
„Piloci” – w tygodniku „Polityka”Więcej
(…) ale to, co zrobiono w „Pilotach”, jest już prawdziwym mistrzostwem świata, nowym wymiarem teatralnej wizualności. Animacje scen walk powietrznych nie ustępują najlepszym filmom, a sceny podróży samochodem czy pociągu wjeżdżającego na stację wyglądają jak czarnoksięskie sztuczki. Tak oto musical, także rodzimy, wkroczył w XXI wiek.
Cały artykuł do znajduje się TUTAJ.
-
„Piloci” – w Dzienniku Gazecie PrawnejWięcej
„PILOCI” to nowy polski musical wystawiany w Teatrze Muzycznym ROMA – pełna emocji opowieść o miłości brutalnie przerwanej przez II wojnę światową. Wielkie uczucie łączące Jana, młodego polskiego pilota wojskowego i Ninę, warszawską aktorkę kabaretową i piosenkarkę, rozgrywa się na tle wydarzeń historycznych lat 30. i 40. ubiegłego wieku, przede wszystkim Bitwy o Anglię, w której niezwykle doniosłą rolę odegrali polscy piloci. (Fragment artykułu).
-
„Piloci” – Rzeczpospolita – Triumf młodości!Więcej
„Powodzenie tego musicalu wskazuje, że głównym magnesem dla publiczności nie musi być wcale udział aktorów z popularnych telenowel… Jest więc miłość, zazdrość, namiętność, ale też honor, odwaga, poczucie obowiązku, odpowiedzialność i bohaterstwo… Powaga i dramatyzm sąsiadują z liryką i humorem.”
Czytaj więcej: TUTAJ
-
„Piloci” – Rzeczpospolita – Musicalowy odlot w RomieWięcej
„Piloci”, najnowsza produkcja warszawskiego Teatru Roma, będą mieli premierę 7 października.
Promuje ich teledysk „Nie obiecuj nic” z przewodnim szlagierem w wykonaniu Zofii Nowakowskiej i Jana Traczyka, który ma już 200 tysięcy odsłon na YouTubie. „Jak wiatrem uskrzydleni/ Umkniemy prawom Ziemi”, śpiewa główny bohater Jan i przyrzeka Ninie: „Złożę gwiazdy u twych stóp”. Główna bohaterka odpowiada tytułową frazą: „Nie obiecuj nic”. Jakby przeczuwała, że pojawi się ta druga…
Czytaj całość: TUTAJ
-
„Piloci” – Gala – wywiad z Zosią NowakowskąWięcej
„Jest we mnie rock’n’roll” – wyznaje Zosia Nowakowska magazynowi Gala.
Jak wyglądały początki jej kariery i jak zmieniała się dzięki granym przez siebie postaciom, a także o tym, jaka jest Nina, główna bohaterka musicalu „Piloci” – to wszystko i więcej możecie przeczytać w wywiadzie z Zosią w dwutygodniku Gala.
Czytaj fragmenty wywiadu: TUTAJ
Miłej lektury!
-
„Mamma Mia!” – National Geographic Polska – kulisy musicaluWięcej
Przez kilka miesięcy pracowaliśmy nad niezwykłą dla nas publikacją. National Geographic Magazine Poland – jako jedyny tytuł w kraju – zdobył specjalną zgodę, by pokazać musical „Mamma Mia!” od kulis.
Sprawdźcie, jak powstaje magia na naszej scenie!
Zapraszamy również na stronę National Geographic, gdzie znajdziecie galerię niepublikowanych w wersji papierowej zdjęć.
Czytaj i oglądaj: TUTAJ
Autorem zdjęć jest Andrzej Wiktor.
-
„Tuwim dla dorosłych” – Gazeta Pomorska – Poezja wysokich lotów w GrudziądzuWięcej
Hit Novej Sceny – spektakl „Tuwim dla dorosłych” zdobył serca i uznanie widzów Grudziądzkiej Wiosny Teatralnej.
Gazeta Pomorska opublikowała recenzje:
„Bez jednej fałszywej nuty (dosłownie i w przenośni) aktorzy zagrali „Tuwima dla dorosłych” na scenie grudziądzkiego teatru.”
„Jest mocny tekstowo i muzycznie.”
Czytaj: TUTAJ
-
„Pięć ostatnich lat” – InfoElbląg – wywiad z Łukaszem Zagrobelnym
-
M jak „Mamma Mia!” – Co Jest Grane – Alfabet teatru na Dzień TeatruWięcej
Od antraktu do Zadary.
Gdzie brzmi Gong im. Danuty Szaflarskiej, co to jest „widownia Lupowska” i kto mieszkał w Loży Stalina? Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, który obchodzimy 27 marca, przygotowaliśmy alfabet teatru dla początkujących teatromanów.
Do tego nasza ulubiona litera M – jak „Mamma Mia!”
Wielka produkcja musicalowa Wojciecha Kępczyńskiego, kolejna po m.in. „Les Misérables”, „Upiorze w operze” i „Kotach”, która bije rekordy frekwencyjne.
Czytaj więcej: TUTAJ
-
Rzeczpospolita – „Piloci”: musical w teatrze ROMAWięcej
Dyrektor ROMY ujawnia Jackowi Cieślakowi pomysł spektaklu „Piloci”. Premiera za rok.
-
PILOCI naszemiasto.pl – wywiad z Dyrektorem Wojciechem Kępczyńskim
-
Pięć ostatnich lat – recenzja – Gazeta WyborczaWięcej
Kępczyński w tej bardzo kompaktowej przestrzeni stworzył intymne przedstawienie z pazurem, w którym wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. I mocno odbija się w nim nasza rzeczywistość, w której wszyscy do siebie mówimy, ale nie słuchamy się nawzajem. – Jakub Panek, „Gazeta Wyborcza”.
Cały artykuł znajduje się TUTAJ
-
Pięć ostatnich lat – recenzja – RzeczpospolitaWięcej
(…) Nie ma mówionych dialogów, wszystko opiera się na 14 piosenkach. Żadna nie nadaje się na przebój, ale każda stawia ambitne zadanie, jest bowiem rozbudowanym epizodem. Wymaga to błyskawicznego dostosowania się do nowych sytuacji, a na małej scenie Teatru Roma, gdzie wykonawcy niemal ocierają się o widzów, nie można sobie pozwolić na aktorski fałsz. (…) Najważniejszy jest wszakże reżyser Wojciech Kępczyński, który całości nadał sprawne tempo. Ten musical wymaga ciągłych zmian miejsca akcji, co udało się osiągnąć bez sztuczek technicznych, a najdrobniejszy rekwizyt – jak choćby ślubna obrączka – został precyzyjnie wykorzystany. Warto też dostrzec, czy raczej usłyszeć, aranżacje Jakuba Lubowicza na oryginalny skład (smyczki, fortepian, gitary). – Jacek Marczyński „Rzeczpospolita
Cały artykuł znajduje się TUTAJ
-
Co Jest Grane 24 – wywiad z Wojciechem KępczyńskimWięcej
Po kilkunastu tygodniach prób mogę powiedzieć, że zrobienie musicalu dwuosobowego, który przez półtorej godziny ma trzymać w napięciu, jest znaczenie trudniejsze niż przygotowanie wielkiego widowiska na dużej scenie z ogromną obsadą. Musicalu „Pięciu ostatnich lat” Jasona Roberta Browna na scenie nie widziałem, oglądałem wersję filmową z 2014 roku. A zafascynowałem się tym tytułem już 10 lat temu, kiedy trafiłem na płytę z piosenkami. Od tamtej pory myślałem o jego wystawieniu. Tematem są wielkie namiętności – miłość, która ciągu 5 lat ma bardzo różne odcienie. Są chwile szczęścia, radości, ale też rozstania, burze, kłótnie, emocje. To też spektakl o tym, jak trudno się ze sobą porozumieć. – mówi Wojciech Kępczyński.
Czytaj cały artykuł znajduje się TUTAJ