Historia teatru
TAJEMNICE TEATRU ROMA W WARSZAWIE
W centrum Warszawy, na dawnym cmentarzu, gdzie chowano zdrajców i sprzedawczyków, od 80 lat stoi budynek, który przetrwał wszystkie burze historii. Był miejscem zjazdów młodzieży, kinem, wodewilem, burdelem, teatrem. Zniszczyć go może dopiero kapitalizm.
Warszawa, 21 lipca 1941 r. Przed udekorowany hitlerowskimi flagami budynek reprezentacyjnego kasyna wojskowego przy ulicy Nowogrodzkiej zajeżdżają po kolei eleganckie limuzyny. Trzask obcasów i skandowane przez dziesiątki gardeł: „Heil Hitler!” świadczą, że na miejsce dotarł już szef Generalnej Guberni Hans Frank. A skoro już jest, za chwilę zacznie się pokaz filmu „Jud Süss” – najbardziej antysemickiego obrazu w historii nie tylko niemieckiego, ale i światowego kina.
Prapremiera w warszawskim kinoteatrze Roma, zaanektowanym na niemieckie kasyno, wodewil i burdel, miała być ukoronowaniem Dni Niemieckich – imprezy podnoszącej morale przebywających w Warszawie nazistowskich oficerów. Po pokazie w Marsylii wzburzony tłum widzów urządził pogrom w dzielnicy żydowskiej. W okupowanej Warszawie trudniej było liczyć na taką spektakularną akcję, bo w sali Romy dzieło nazistowskiego reżysera Veita Harlana obejrzy jedynie starannie wyselekcjonowane grono dwóch tysięcy dygnitarzy i urzędników III Rzeszy.
SZCZURY NA PRZEDSTAWIENIU
Miesiąc wcześniej rozpoczęła się inwazja Niemiec na Związek Radziecki, a imponujący Blitzkrieg – w ciągu kilkunastu dni oddziały Wehrmachtu zajęły Litwę, Łotwę, Estonię, Białoruś, sporą część Ukrainy i doszły pod Smoleńsk – dawał nadzieje Hitlerowi, że od triumfalnej defilady na placu Czerwonym dzielą go zaledwie dni. Wódz nie mógł zatem przyjechać do Warszawy, ale Polacy i tak postanowili przeprowadzić w Romie akcję małego sabotażu.
O tym, jak wyglądała, wiemy dzięki wspomnieniom „Mścisława”, czyli Teodora Niewiadomskiego, robotnika i sportowca, który podczas okupacji zatrudnił się w Zakładzie Oczyszczania Miasta. To właśnie on, wraz z czterema innymi członkami ruchu oporu, dostał zadanie podrzucenia do Romy szczurów, które wypuszczone między nogi dygnitarzy miały wywołać nie tyle odrazę, ile atak paniki wśród widowni. Klatka z gryzoniami była zamknięta na kłódkę – w wyznaczonym czasie miał ja przeżreć kwas. Cały kwartał miasta wokół Romy był odgrodzony, ale „śmieciarzom” udało się przekonać żandarmów, by przepuścili ich na dziedziniec kinoteatru, gdzie stały pojemniki na śmieci. Pierwsza część planu została więc zrealizowana. Niestety podczas przenoszenia klatka ze szczurami otworzyła się, a gryzonie z piskiem rozbiegły się po ulicy. Niemcy, obserwujący cała scenę, nie domyślili się na szczęście, o co naprawdę chodziło ubranym w służbowe drelichy pracownikom ZOM; zadowolili się obiciem nieszczęsnych „śmieciarzy” kolbami karabinów. Polacy umknęli, a premiera „Żyda Süssa” odbyła się bez przeszkód. Teatr Roma miał jednak w historii Polski do odegrania zupełnie inną rolę.
KINO NA CMENTARZU
Budynek Domu Katolickiego im. Piusa XI zwany „Roma” otwarto uroczyście w 1936 roku. Powstał na miejscu jednej z największych warszawskich nekropoli – Cmentarza Świętokrzyskiego.
Do dziś, gdy zajrzymy przez okna w miejscu, gdzie ulica św. Barbary zakręca pod kątem prostym w stronę Nowogrodzkiej, w sali modelatorni w suterenie zobaczymy całą ścianę wyłożoną starymi tablicami nagrobnymi. Odnaleziono je podczas prac ziemnych, zgromadzono w jednym miejscu i – ponieważ nikt nie miał lepszego pomysłu – wmurowano w ścianę. To ostatnia pamiątka po 130 000 warszawiaków pochowanych tu pomiędzy 1783 a 1836 rokiem. Większość spoczywała w katakumbach. Pochowano tu m.in. przywódców konfederacji targowickiej powieszonych za zdradę podczas insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku: hetmanów Piotra Ożarowskiego i Józefa Zabiełłę, kasztelana Józefa Ankwicza czy zmarłego później najsłynniejszego rosyjskiego agenta tamtych czasów marszałka Sejmu Rozbiorowego księcia Adama Ponińskiego (na obrazie Jana Matejki „Reytan” Poniński stoi w czerwonych spodniach w centrum i wskazuje ręką na rosyjskich żołnierzy czających się w drzwiach sali sejmowej). Większość katakumb rozebrano jeszcze w XIX w., a na ich miejscu w połowie lat 30. XX w. jeden z najsłynniejszych architektów związanych z warszawską kurią Stefan Szyller zaprojektował reprezentacyjny budynek, w którym mogłyby się odbywać zjazdy katolickiej młodzieży.
„Romę” wybudowano w stylu neorenesansowym. Po kilku przebudowach w XX w. niewiele już o tym świadczy, ale gdy zadrzemy głowę, stojąc na stopniach znajdującego się naprzeciwko Banku Rolnego, zobaczymy nad fasadą frontową teatru attyki – podobne są na zamojskich kamieniczkach. Budynek krył w sobie przede wszystkim wielką salę odczytową z widownią obliczoną na dwa tysiące miejsc. W dwukondygnacyjnej części podziemnej ulokowano obszerne schrony przeciwlotnicze. Miały się przydać już trzy lata po oddaniu Romy do użytku. Zanim jednak pierwsze niemieckie bomby spadły na Warszawę, kuria zdecydowała się na „skomercjalizowanie” sali odczytowej. Zakupiono najnowocześniejszy w Polsce projektor firmy Western Electric i przekształcono Romę w kino. Starzy warszawiacy jeszcze wiele lat po wojnie, gdy chcieli podkreślić, że coś jest cudem techniki, mówili z podziwem: „no po prostu kino Roma”.
KOMUNISTYCZNI MŁODZIANKOWIE
Niemcy oszczędzili budynek Romy, choć po stłumieniu powstania warszawskiego w fundamentach stojącego tuż obok kościoła pw. św.św. Piotra i Pawła (projektu Józefa Piusa Dziekońskiego) pracowicie wywiercili kilkaset otworów, w które włożyli laski dynamitu, a następnie wysadzili budowlę w powietrze.
Gdy po 17 stycznia 1945 roku warszawiacy zaczęli wracać do stolicy, w Romie znajdowała się jedyna ocalała duża sala w milionowym niegdyś mieście. Kościół nie miał co liczyć na odzyskanie swojego kina. Do budynku przy Nowogrodzkiej wprowadzili się nowi włodarze Polski. Odbył się tu pierwszy zjazd Polskiej Partii Robotniczej, na którym triumfalne przemówienie wygłosił Władysław Gomułka, a na co dzień urzędowała tu Krajowa Rada Narodowa – kadłubowy, zdominowany przez komunistów Sejm, na którego czele stał Bolesław Bierut. Nikomu jakoś nie przeszkadzały płaskorzeźby zdobiące fronton budynku, po dwóch stronach głównego wejścia, przedstawiające młodzianków wiedzionych przez księży w stronę świetlanej przyszłości. Być może stylistyka podobna do socrealistycznych rzeźb podobała się komunistycznym aparatczykom. Dopiero w 1953 roku ktoś zorientował się, że w PRL nie godzi się patrzeć na takie sceny. I dekoracje skuto. Dziś na ich miejscu stoją zwykłe szklane gabloty z plakatami granych w Romie przedstawień.
W styczniu 1947 roku, po ogłoszeniu wyników sfałszowanych wyborów do Sejmu Ustawodawczego, KRN zakończyła działalność, a do Romy zaczęli ściągać muzycy wracający do zrujnowanej stolicy. Profesor Stefan Kamasa, światowej sławy altowiolista, wspomina, że warszawscy filharmonicy wraz z muzykami przedwojennego Teatru Wielkiego utworzyli jedna orkiestrę i zaczęli próby do koncertów i spektakli. Do pokojów zamienionych na garderoby wstawili łóżka i, gnieżdżąc się po kilka osób w ciasnych klitkach, mieszkali i ćwiczyli przed występami. I tak byli w lepszej sytuacji niż większość mieszkańców dawnej Warszawy, którzy po powrocie zamiast domów znaleźli jedynie wypalone ruiny.
OD „HALKI” PO DESZCZ
W 1953 roku Roma została gruntownie przebudowana. Skuto płaskorzeźby i zwalono część attyk, drastycznie zmieniając wygląd fasady budynku, a widownię zmniejszono o połowę. Na premierowym przedstawieniu „Halki” Stanisława Moniuszki, którym zainaugurowano działalność nowej sceny, pojawiły się w komplecie „władze partyjne i państwowe”.
Przez trzynaście lat działała tu Opera Narodowa, której orkiestra dawała też koncerty filharmoniczne. Życie muzyczne było więc przy Nowogrodzkiej bardzo intensywne. W połowie lat 60. odbudowano przy placu Teatralnym gmach Teatru Wielkiego (powiększając go przy tym znacznie w stosunku do przedwojennych rozmiarów), a także Filharmonię Narodową przy ul. Jasnej. Zespoły muzyczne przeniosły się do nowych siedzib, a do Romy wprowadziła się Operetka Warszawska. Przez kolejne niemal trzydzieści lat w dawnym budynku Domu Katolickiego królowała „podkasana muza” spod znaku Johanna Straussa i Ferenca Lehára, a warszawiacy oklaskiwali przystojnego tenora Mieczysława Wojnickiego, sopranistkę Wandę Polańską czy w późniejszych latach Grażynę Brodzińską.
Kolejne przeobrażenie (wcale nie ostatnie) nastąpiło w 1994 roku, gdy dyrektorem teatru został Bogusław Kaczyński. Zaczął od powrotu do nazwy „Roma”, składając w ten sposób ukłon w stronę nowych-starych właścicieli budynku (po zmianie ustroju kuria warszawska odzyskała swe mienie). Następnie zaczął tworzyć teatr muzyczny na miarę swoich marzeń i ambicji. Nie rezygnując z wystawiania operetek, zdecydował się na włączenie do repertuaru największych dzieł operowych. Melomani byli nieco zdezorientowani, wybierając się do dawnej operetki na premierę „Carmen” Georges’a Bizeta czy „Madame Butterfly” Giacomo Pucciniego.
Po niespełna pięciu latach nastąpił kolejny przewrót, a Roma stała się teatrem musicalowym za sprawa nowego dyrektora – Wojciecha Kępczyńskiego, który zdecydowanie odciął się od operowo-operetkowego dziedzictwa. Wystawienie „Tańca wampirów” Romana Polańskiego na niewielkiej scenie dawnej sali odczytowej albo odtworzenie sceny lądowania helikoptera na dachu ambasady amerykańskiej („Miss Saigon” Claude-Michela Schönberga) czy labiryntu podziemi („Upiór w operze” Andrew Lloyd-Webbera) wymagało poważnej przebudowy kulis teatru. Adaptacje budynku posunięto do granic możliwości podczas premiery „Deszczowej piosenki”. Kanał orkiestry zlikwidowano, zamieniając go w basen z 10 tys. litrów wody podgrzanej do 38 stopni Celsjusza. Specjalne pompy i zraszacze sprawiały, że w odpowiednich momentach z sufitu padał na scenę (i pierwszych sześć rzędów widowni) rzęsisty deszcz.
Sergiusz Pinkwart
Źródło: „Focus Historia”, styczeń 2014
Ciąg dalszy…
Po „Deszczowej piosence” Duża Scena została na kilka miesięcy zamknięta. Powodem był gruntowny remont widowni, foyer, szatni i toalet – jednym słowem wszystkich przestrzeni dla widzów, którzy oczekiwali komfortu rodem z XXI wieku. Zainstalowano też klimatyzację, zmniejszono nieco kanał dla orkiestry, zwiększono za to liczbę foteli na widowni do 999.
Przez cały ten czas działała natomiast normalnie Nova Scena – kameralna scena z widownią na 150 miejsc, stworzona przez Wojciecha Kępczyńskiego w 2009 roku w dawnej sali prób orkiestry z osobnym wejściem od ulicy św. Barbary. W przeciwieństwie do Dużej Sceny, gdzie wystawiany jest w danym sezonie tylko jeden tytuł (i grany jest 7 razy w tygodniu), Nova Scena jest sceną repertuarową. W tej klimatycznej przestrzeni były i są wystawiane cieszące się dużym powodzeniem rodzime przedstawienia muzyczne dla dzieci (np. „Alicja w krainie czarów”, „Adonis ma gościa”, „Księga dżungli”, „Przypadki Robinsona Crusoe”) i dla dorosłych („Tuwim dla dorosłych”, Nowy Jork. Prohibicja”), a także amerykańskie musicale („tik, tik… BUM!”, „Once”, „Pięć ostatnich lat”). Tam też gości od 2014 roku cykl znakomitych koncertów jazzowych pod patronatem Krzysztofa Herdzina zatytułowany „Dobry Wieczór Jazz”. Z kolei w 2023 roku zapoczątkowany został drugi cykl koncertowy „Osobowości ROMY”. W jego ramach występują artyści związani z teatrem, którzy prezentują się w repertuarze najczęściej nieco innym niż stricte musicalowy – ale zawsze ciekawym i na najwyższym poziomie wykonawczym.
Cofnijmy się jeszcze nieco w czasie i wróćmy na Dużą Scenę, która po remoncie ponownie otwarto 21 lutego 2015 roku. Wtedy miała miejsce premiera muscialu „Mamma Mia!” z muzyką legendarnego szwedzkiego zespołu ABBA, którego członek Björn Ulvaeus pojawił się na premierowym wieczorze. „Mamma Mia!” okazała się znakomitym wyborem repertuarowym – ten tytuł grano aż do połowy czerwca 2017 roku i łącznie odbyły się 562 przedstawienia. Więcej razy (ale niewiele, bo w sumie 572) wystawiano na Nowogrodzkiej tylko „Upiora w Operze” – zresztą inscenizacja tego tytułu w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego została później przeniesiona do Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, gdzie zagrano ją jeszcze ponad dwustukrotnie).
Po tym frekwencyjnym sukcesie Teatr Muzyczny ROMA porwał się na coś jeszcze trudniejszego: zrealizował rodzimy, autorski musical zatytułowany „Piloci” (libretto: Wojciech Kępczyński, teksty piosenek: Michał Wojnarowski, muzyka: Jakub Lubowicz i Dawid Lubowicz). Był to już trzeci oryginalny polski musical w TM ROMA (wcześniejsze to „Piotruś Pan” i „Akademia Pana Kleksa”), ale pierwszy przeznaczony przede wszystkim dla dorosłej widowni. Ta epicka, pełna emocji historia miłosna, która rozgrywa się w czasach II Wojny Światowej i opowiada między innymi o bohaterstwie polskich lotników wojskowych walczącym przeciw Niemcom w Bitwie o Anglię okazała się również strzałem w dziesiątkę, świetnie przyjętym przez krytykę i przede wszystkim przez widzów, którzy jak zwykle tłumnie przychodzili na Nowogrodzką. Od premiery 7 października 2017 roku do 16 czerwca 2019 zebrało się ich dobrze ponad 400 tysięcy, a zagrano w tym czasie dokładnie 427 przedstawień (i jest to trzeci wynik w historii „Romy” pod względem liczby przedstawień jednego tytułu). Płyta z muzyką ze spektaklu już po kilku miesiącach sprzedaży uzyskała miano Złotej Płyty a po kilkunastu następnych miesiącach stała się Platynową Płytą.
W sezonie 2019/20 „Piloci” ustąpili miejsca kolejnemu licencyjnemu tytułowi. 26 października 2019 na Dużej Scenie odbyła się premiera musicalu„Aida” Eltona Johna i Tima Rice’a. Spektakl został świetnie przyjęty. Niestety, jego doskonałą passę przerwała pandemia COVID-19 W marcu 2020 roku Teatr Muzyczny ROMA – podobnie jak wszystkie inne teatry i instytucje kultury w Polsce i nie tylko, i tak samo jak teatry na Broadwayu i West Endzie – został zamknięty na długie miesiące.
Pandemiczną przerwa dotknęła, rzecz jasna, także Novą Scenę. Od marca 2020 roku przez ponad rok nie grano tam przedstawień ze względu na brak możliwości zachowania narzuconych rygorów sanitarnych. Natomiast na Dużej Scenie – ponieważ w 2020 i na początku 2021 dwukrotnie na krótki czas zezwolono teatrom na wystawianie przedstawień przy widowni ograniczonej do 50% i potem 25% widzów – udało się zagrać kilkanaście przedstawień „Aidy”. Przeniesiono też z kameralnej sceny na Dużą Scenę inscenizację musicalu „Once” i ten eksperyment spotkał się z dużym zainteresowaniem.
30 maja 2021 teatr wrócił z regularnymi spektaklami na Dużą Scenę (na Nowej Scenie powrót do normalności musiał jeszcze potrwać względu na nadal obowiązujące ograniczenia). Tego dnia miała miejsce polska prapremiera musicalu „Waitress” – tytułu, który na Broadwayu po raz pierwszy pokazano zaledwie pięć lat wcześniej. Na pierwszych spektaklach widownia mogła być wypełniona jedynie w połowie, później ten limit zwiększono do 75%, a w końcu w 2022 roku przywrócono możliwość grania już bez obostrzeń sanitarnych. „Waitress” pokazano ostatecznie blisko 200 razy, potem na Dużą Scenę powróciła „Aida”. Ten tytuł był na afiszu do 29 stycznia 2023 roku (łącznie odbyło się 313 przedstawień). Kolejną premierą na Dużej Scenie – 15 kwietnia 2023 roku – był musical „We Will Rock You” z piosenkami grupy Queen. A w lipcu 2024 roku teatr ogłosił, że wiosną 2025 pokazany zostanie, po raz pierwszy w Polsce, ikoniczny musical Stephena Schwartza i Winnie Holzman zatytułowany „Wicked”. Przesłuchania odbyły się we wrześniu 2024, a po kilku tygodniach podane zostały do publicznej wiadomości nazwiska artystów, którzy znaleźli się w obsadzie tego legendarnego tytułu.
Michał Wojnarowski
*Galeria archiwalnych zdjęć pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego www.nac.gov.pl